Zdjęcie nie przedstawia pogody ale zupełnie co innego - po prostu lubię zaczynać wpis od fotografii a ta mi się podoba.
Zdjęcie jeszcze takie świąteczne - przedstawia doniczkę a właściwie osłonkę na doniczkę z Ikei, którą ozdobiłam decoupagiem. Bardzo ładnie prezentuje się w niej gwiazda wigilijna. Niestety w tym roku jej nie miałam bo najpierw było za wcześnie i za ciepło a później były już tylko bardzo marne zdechlaczki, więc nie było w czym wybierać.
Ogólnie to ładną wiosnę mamy tej zimy. Na trawniku przed klatką schodową zaczęła się tak jakby zielenić trawa a stokrotki rosną jak oszalałe. U was zresztą pewnie tak samo. Podobno śnieg ma być już w tym tygodniu ale jak nie dotknę to nie uwierzę. Teraz przez tę porąbaną pogodę bez przerwy mam katar i chrypkę. Ciągle próbuję nowych sposobów na pozbycie się jednego i drugiego. Na chrypkę jest oczywiście niezawodny sok z selera ale wierzcie mi - już chyba wyczerpałam na niego limit na cały rok.
Katar podobno nieleczony trwa siedem dni a leczony- tydzień. U mnie zostały przekroczone wszelkie terminy. Na szczęście znajoma przypomniała mi o sposobie, który sama kiedyś wykorzystywałam. Jest to kąpiel w soli bocheńskiej. Sól można kupić w aptece - jest niedroga - ok. 8 zł. Do gorącej kąpieli dodać kilka łyżek soli i posiedzieć tak z 10 - 15 minut. Naprawdę pomaga - już po dwóch zabiegach poczułam się znacznie lepiej.
W związku z tym katarem nie latam po mieście, więc mam więcej czasu na pitraszenie dań, których nie chce mi się robić. Ostatnio zrobiłam sobie coś w rodzaju smażonych knedli. Ciasto robi się takie jak na kluski śląskie. Dla tych, którzy nie wiedzą jak - podaję przepis:
gotowane ziemniaki - ilość według potrzeb
mąka ziemniaczana,
1 jajko
sól
Ugotowane ziemniaki przecisnąć przez praskę albo zmielić, poczekać aż trochę przestygną . Potem, jakby to powiedzieć?- uklepać , ugnieść,wyrównać?- je w misce i podzielić na cztery części. Jedną ćwiartkę wyjąć na chwilę na bok i w to miejsce wsypać tyle samo mąki ziemniaczanej, żeby poziom wszystkiego był taki sam. Wbić jajko, posolić i wyrobić na gładkie, jednolite ciasto. W ten sposób kluski zawsze się udają i nie są ani twarde ani się nie rozgotowują. A jeszcze jedno -kluski gotować w osolonej wodzie.
Na knedle ciasto trzeba mocniej przyprawić ale bez przesady. Można je formować turlając albo zrobić wałek i kroić go w plastry, niezbyt grube. Potem lekko spłaszczone krążki należy kłaść na rozgrzanym tłuszczu na patelni i smażyć na złoty kolor. Jak komuś się chce to może zrobić takie knedliki nadziewane i to zarówno na ostro - mięskiem, żółtym albo pleśniowym serem albo np. ze śliwkami. Do tego surówka albo buraczki i mniam, tym bardziej, że ciasto zabezpieczone przed wysychaniem można przechowywać w lodówce kilka dni.
Mam jeszcze do zrobienia bigos, bo zamrożonych resztek różnych różności trochę mi się już namnożyło po tej ilości świąt jak nam się trafiła.
Brzmi prosto, więc chyba spróbuję. Przy okazji pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za pozdrowienia :) Ciekawa jestem jak wyjdzie :))
OdpowiedzUsuń