obrazek

wtorek, 3 stycznia 2017

Jak zwykle





Nie wszystkie prace zdążyłam pokazać przed świętami. Jak zwykle....

Już mi się wydawało, że w tym roku wszystkie dekoracje mam przygotowane. Oczywiście , że nic z tego wydawania nie wyszło. Ciągle coś doklejałam, dorabiałam i zmieniałam. Potem policzyłam prezenty i zdziwiona własnym gapiostwem znowu rzucałam się do roboty. No taka niereformowalna jestem.

Najpierw padły stroiki na kiermasze dla znajomych dzieciaków.





Robota banalnie prosta. Do podstawki pod doniczkę przykleiłam kawałek gąbki florystyczne. Umocowałam gałązki i resztę ozdób. Podprawiłam porządnie klejem na gorąco i gotowe. Całość jest leciutka i świetnie nadaje się nawet do ozdobienia stołu.

Potem przypomniałam sobie, że gdzieś w czeluściach skrzyni mam przygotowane do zrobienia świeczników łuski kakaowca.Nie mogłam się zdecydować co do kolorystyki to oczywiście zrobiłam kilka.







Przy okazji znalazłam woreczek z luźnymi łuskami szyszek, które oderwały się przy robocie. No to co się miały marnować! Wzięłam mały stożek styropianowy i wyszła mi całkiem sympatyczna choineczka.




Drewnianemu klinowi też nie pozwoliłam się zmarnować.






A z szyszeczki i piłeczki pingpongowej wyszła milutka laleczka.



Ale najbardziej jestem dumna ze szklanych kul. Urobiłam się przy nich jak koń przy orce.



W sklepie, który uwielbiam kupiłam takie odwrotne pojemniki na przyprawy. Muszą stać na zakrętkach bo szkło to kulka. Przygotowałam takie różne "cosie" do wetknięcia do środka, sporą porcję soli z brokatem i.... kicha. Nie przyjrzałam się wielkości szyjki i moje "cosie" tam po prostu nie wlazły. Cały plan diabli wzięli. Musiałam się zadowolić choineczkami i jeszcze dopasować ich wysokość do pojemnika. Podklejałam, podwyższałam, zmniejszałam , obcinałam i warczałam. Soli tez nie mogło być za wiele bo przykrywała ozdobę. Ale w końcu się udało!

A kiedy się już od wszystkiego odczepiłam zabrałam się za ustawianie dekoracji. I tu pojawił się kolejny dylemat. W tym samym sklepie co kule kupiłam fajną latarnię, z myślą, że ustawię sobie w niej cokolwiek. No dobra - ten sklep to Tiger - niech tam będzie reklama, czy coś. No więc, ustawiam sobie to cokolwiek i nic m i się nie podoba. No to co robię? Oczywiście znowu kleje i brokaty na stół i jazda. Przygotowałam kilka rzeczy, zrobiłam zdjęcia i odłożyłam decyzję na później.









A w efekcie na komodzie stoi taki:



Oj! muszę poprawić jakość zdjęć. Ale czego można się spodziewać po robocie na chybcika....
A! jeszcze machnęłam dwa mydełka świąteczne, które poszły jako takie małe upominki dla gości na spotkaniu świątecznym na uniwerku.


I to by było na tyle. A o kartkach będzie osobny wpis. Poznałam nową technikę i bardzo mi się podoba. Nazywa się to to - pergamano. Fajnie brzmi! I fajnie się robi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz