Moje gryzło dostatecznie długo, więc w końcu postanowiłam skrócić mu tę przyjemność i zabrałam się do solidnej roboty.
Od dawna chodził za mną wybielacz. Taki zwyczajny, do tkanin. Coś tam gdzieś podpatrzyłam, coś przeczytałam, no takie tam, że niby efekty są fajne ale nikt do końca nie powiedział co i jak. Tajemnica jakaś, czy co? No to przy kolejnych zakupach zaopatrzyłam się w najtańszy wybielacz, bo po co przepłacać jak nic się nie uda. W domu przygotowałam dwa duże szklane słoiki z nakrętkami, żeby mi w mieszkaniu nie śmierdziało i zaczęłam się zastanawiać co by tu najlepiej powybielać.
Na pierwszy ogień poszły szyszki. Nazbierałam ich sobie dość sporo w czasie spacerów, w dodatku z różnych rodzajów sosen, więc było w czym wybierać.
Wrzuciłam kilka do słoika i niecierpliwie czekałam na efekty. Miałam nadzieję, że działanie wybielacza będzie jakieś jakieś szybkie i efektowne - a tu nic. Szyszki pod wpływem płynu po prostu się zamknęły i nic nie było widać. Wprawdzie wybielacz coś, jakby zżółknął , ale poczułam się zawiedziona.
Zajęłam się więc malowaniem butelek i dopiero po kilku godzinach wyjęłam szyszki. Przepłukałam je pod bieżącą wodą i położyłam na gorący kaloryfer, żeby się z powrotem otwarły, bo co mi się mają zmarnować.
Skończyłam butelki i poszłam sobie spać.
A rano - niespodzianka! Moje szyszunie się pięknie otwarły i pokazało się piękne, jaśniutkie wnętrze.
W to mi graj! Poleciałam po więcej wybielacza i ruszyła produkcja. Następne zostawiłam w słoikach na noc i efekt był jeszcze lepszy.
Szyszki po prawej stronie są naturalne a te po lewej wybielone. Prawda, że fajne?
Będą super dodatkiem do stroików świątecznych. Wystarczy je lekko posypać brokatem albo sztucznym śniegiem albo niczym, bo i tak są piękne.
Idąc za ciosem wybieliłam sobie takie zielsko,które mi było potrzebne do stroików na groby. Nazywa się to to szczeć.
Dwa, potwornie kłujące bukiety dostałam od Jadzi i Anielki, bo u nich na wsi to rośnie w ogródkach albo byle gdzie w rowach w zasięgu ręki. Po wysuszeniu i oskrobaniu kolców robi się z tego fajny dodatek do suchych bukietów. Jak się już to pięknie wybieliło, rozochocona postanowiłam spróbować dodać trochę kolorów. Profesjonalnych farb nie mam ale miałam stare barwniki do jajek i okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Trochę te kolory blade ale następnym razem użyję farb do tkanin, które są mocniejsze.
Nadeszła pora na zlewanie i filtrowanie nalewek. Niestety u mnie to się ślimaczy, bo nie zrobiłam sobie butelek a uważam, że do zwykłych nalewać mi nie wypada. Sumienie mnie w końcu mocno ugryzło i oto efekt.
Butelki pomalowałam farbą podkładową a potem pokryłam warstwą perłowej pasty. Wzór serwetkowy pocieniowałam i całość pomalowałam lakierem bezbarwnym. Kropki w tle są efektem niedbałego malowania pudełka tekturowego bejcą, która radośnie sobie pryskała spod pędzla wprost na suszące się obok butelki. Zmyć ani zakryć tego nie można było to sobie zrobiłam efekt patyny, pstrykając mokrym pędzlem dookoła całej butelki.
Teraz muszę tylko dokupić alkoholu, żeby naleweczki nabrały odpowiedniej mocy urzędowej.
Wypróbuję ten sposób bielenia szyszek - tego właśnie szukałam. Dziękuję
OdpowiedzUsuńDorota
Cieszę się i również dziękuję za odwiedziny :))
Usuń