obrazek

niedziela, 12 października 2014

Jesień









Czy wiecie w jaki sposób jeże uprawiają seks?
-OSTROŻNIE
Dokładnie tak samo należy zbierać rokitnik.





Jeszcze latem wypatrzyłam skupisko krzaków rokitnika i strasznie napaliłam się na jego owoce, bo wyczytałam, że są prawdziwą skarbnicą dóbr wszelakich . Zawierają około 190 składników aktywnych biologicznie. Między innymi poprawiają odporność,dodają energii i są źródłem praktycznie wszystkich występujących witamin. No to oczywiście na mózg mi padło i stanowczo postanowiłam dobrać się do niego jesienią.

Pod koniec sierpnia wybrałam się w krzaczory, oczywiście w towarzystwie Irenki. Po porządnym rozeznaniu tematu w internecie, uzbrojone w nożyczki ( bo owocki trzeba odcinać), w gumowych rękawiczkach ( bo sok farbuje na żółto) odpowiednio ubrane ( bo trzeba się przedzierać przez wysoką trawę ) dotarłysmy do celu.

Urodzaj przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Niezbyt wysokie krzaki dosłownie oblepione były owocami.





Sięgnęłam po pierwszą gałązkę i..... matko jedyna - kolce toto miało na kilka centymetrów a samych owocków nie można było oderwać od gałęzi. Normalnie kiszka.

No ale nie po to wlazłyśmy w te krzaki, żeby wracać z pustymi rękami. Metodą - łap i się dziabnij - udało nam się odciąć parę dorodnych gałązek, które w całości wrzucałyśmy do torby. Obieranie zostawiłyśmy na później.

A w domu to dopiero była kołomyja. Ostrożnie powyjmowałam gałązki z torby i opłukałam pod bieżącą wodą, połapałam radośnie uciekające pajączki i robaczki, wydłubałam sobie z palców małe kolce i zabrałam się do obierania. Kolce są kilkucentymetrowe a jagódki wielkości grochu na maciupeńkich ogonkach mocno przyrośniętych do gałęzi. Jak takie cholery zerwać? Próbowałam odrywać ale sok pryskał na wszystkie strony, odcinałam małymi nożyczkami ale zdrapywałam przy okazji korę. No normalnie - masakra.

Irence też szło średnio. Co chwilę dzwoniłyśmy do siebie, szukając najlepszej metody. W końcu nam się udało i rozśmieszone, mimo wszystko, zabrałyśmy się za przetwory rokitnikowe.

Te małe dranie mają dość twardą skórkę i pestki dlatego trzeba je przetrzeć przez sito. Ja przecierałam przesmażone z cukrem a Irenka miksowała na surowo a potem smażyła. Obie metody dobre.
Pozostałą pulpę przegotowałam i wyszedł mi jeszcze z tego mocny, pyszny napój, który nadaje się nawet do rozcieńczania w wodzie.

Wysuszyłam sobie też trochę liści z młodych gałązek. Same w sobie smakują średnio ale dodam je do zielonej herbaty, co wzmocni jej smak i wartości. Nastawiłam sobie też nalewkę rokitnikową i sama jestem ciekawa co z tego wyjdzie.

Oczywiście na tej jednej porcji nie poprzestałyśmy. Uzbroiłyśmy się w lepsze narzędzia i zbiór był znacznie łatwiejszy. Z tym zbiorem to kłopotliwa sprawa bo owocki rosną tylko na starych gałązkach, więc ścinanie ich w całości szkodzi drzewku. Starałam się je tak ścinać, żeby w przyszłym roku krzewy znowu dobrze obrodziły.

 Fajnie znaleźć takie zaniedbane i zapomniane krzaczki. Trzeba się tylko dobrze rozglądać.

Pogoda nas strasznie rozpieszcza. To, że jest jesień widać dopiero teraz, kiedy liście już porządnie zmieniły kolory. Jesienną dekorację zrobiłam sobie z ogródkowych prezentów moich koleżanek.






To w wazoniku to jest hortensja, której kwiatowe kule, zerwane o tej porze, nie zmieniają wyglądu i błyskawicznie zasychają. Małe dynie można kupić praktycznie wszędzie a szyszki , żołędzie albo kasztany są w każdym parku. Trzeba tylko wyjść z domu i korzystać ile wlezie z pięknej pogody.

Fajnie jest też zabrać aparat fotograficzny i złapać trochę jesiennego piękna.











A teraz czas zabrać się za decoupage - moje butelki i słoiczki stoją jak wielkie wykrzykniki i dosłownie wołają, że już czas na malowanie i oklejanie. Przecież za chwilę trzeba się będzie zabierać za robótki świąteczne. Tak - świąteczne! Zobaczycie, że miałam rację.

Właśnie obejrzałam sobie słoiki z rokitnikiem i zobaczyłam, że sok jest na dole a to gęste u góry.
Dziwny ten owocek ale bardzo smaczny - polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz