obrazek

niedziela, 7 czerwca 2015

Czas na ziółka





Poznajecie to? To czarny bez, który przekornie kwitnie na biało.


Wiosna była jakaś tak krótka, a lato rozszalało się tak szybko, że nie nadążam za przyrodą. Wszystko kwitnie tak, jakby chciało nadrobić deszczowy i zimny maj. Kilka dni w maju jednak było ładnych i udało nam się (mnie i Irence) nazbierać pędów sosny, żeby eksperymentalnie zrobić trochę syropu.




Pędy należy zbierać kiedy są jeszcze dość krótkie, bo wtedy mają dużo soku. Zbieramy je w rękawiczkach, bo są lepkie. Nie obrywamy wszystkich pędów z jednej gromadki, żeby nie zaszkodzić drzewku w rozroście.

Umyte pędy tniemy na kawałki i układamy w szerokim słoju warstwami, przesypując cukrem (ja używam trzcinowego). zamykamy słoik i odstawiamy na 1-2 dni w ciepłe miejsce np. nasłoneczniony parapet, żeby sok się szybciej wytrącił.  Przez następne dni od czasu do czasu wstrząsamy słoikiem, żeby przemieszać zawartość. Trzyma się to różnie - od kilku dni do kilku tygodni - w zależności jaka jest temperatura. 

Wiadomo, że zimne dni nie sprzyjają takiej robocie. Potem zlewamy soczek do garnuszka (bo wygodniej) filtrując go przez gazę, a z garnuszka już do słoiczka, najlepiej jeszcze raz przepuszczając przez gazę. Taki syropek należy trzymać w chłodzie, więc u mnie stoi dla pewności w lodówce.

Ten specyfik jest kapitalnym lekarstwem w czasie przeziębienia, grypy i chrypy. Można go też stosować profilaktycznie albo po prostu jako zdrowy dodatek do napojów.

W czasie latania po krzakach zdążyłam jeszcze zrobić kilka fotek  pięknie kwitnących roślinek.










A teraz nastał czas czarnego bzu. Od jakiegoś czasu zrobił się bardzo popularny wśród farmaceutów i apteki prześcigają się w oferowaniu specyfików opartych na tym krzaczku. Ja jednak wolę naturalne przetwory. Trochę przeszkadza mi fakt, że mieszkam na Śląsku a nie w jakimś zdrowszym klimacie, ale zawsze wybieram miejsca za miastem, z daleka od szos i dróg, gdzie zaświńtuszenie przyrody jest jak najmniejsze.

W tym roku zrobiłam już:

- cukier z kwiatami bzu - kilka garści obranych kwiatków, bez łodyżek, utarłam w makutrze, oczywiście z cukrem trzcinowym. Taką masę należy potem rozłożyć w jakiś płaski naczyniu i poczekać aż odparuje i wyschnie, a potem wsypać do słoika i mamy świetny dodatek do herbaty, jako środek napotny i przeciwkaszlowy.
- suszone kwiaty - obrane z grubych gałązek baldachy rozłożyłam na papierowych ręcznikach w przewiewnym miejscu. Potem przesypałam je również do słoika i mam gotową sporą porcję antygrypiny, bez konserwantów.
- syrop z kwiatów - wodę, cukier, sok cytrynowy i odrobinę kwasku przegotowałam i do gotowego roztworu dodałam sporą ilość obranych i poprzycinanych baldachów. Zostawiłam to na ok. 24 godz. i zaraz będę przelewać syropek do butelek. Oczywiście trzeba go przefiltrować. Potem je zagotuję. Chyba, że zrobię inaczej - podgrzeję sok i będę wlewać gorący... No zobaczę
.
A w pracowni - kartek ciąg dalszy.









A z tej jestem szczególnie zadowolona, bo udało mi się sprostać zamówieniu - kartka dla faceta a tekst życzeń po niemiecku:





I jeszcze szczególna kartka - na ślub najlepszego przyjaciela syna - Radka.






Nawiasem mówiąc, Ania i Radek tworzą piękną parę a ślub był piękny i wzruszający.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz