obrazek

poniedziałek, 7 lipca 2014

Upał





W czasie deszczu dzieci się nudzą a w czasie upału leżą plackiem. Jest na to rada - domowa lemoniada.






(Ale mi się rymnęło) Żeby jakoś funkcjonować potrzebowałam pomysłu na ochładzające coś. No można jeść lody, ale od tego rośnie tłuszczyk. Można pić wodę, ale ileż się jej w człowieku zmieści? Można się moczyć w wannie, ale to raczej utrudnia codzienne obowiązki. No normalnie - beznadzieja.

Na szczęście koleżanka z Klubu - Jasia przyniosła miętową lemoniadę domowej roboty. O matko ależ to było dobre. Od razu wzięłam przepis. Od innej koleżanki - Anielki dostałam świeżuchną miętę z ogrodu i mogłam sobie ten specjał wyprodukować.

Podaję składniki:
2 litry wody
20 g kwasku cytrynowego
0,5 kg cukru

Zagotować i do gorącego wrzucić spory pęczek mięty - ok. 15 gałązek, przykryć pokrywką i odstawić na co najmniej 12 godzin. Potem wyjąć miętę i przelać koncentrat do butelek. Przechowywać w lodówce, żeby było dobrze schłodzone. Myślę, że taka doniczkowa mięta ze sklepu świetnie się będzie nadawała, tylko proporcje będą inne.

Potem zrobiłam w foremce do lodu kostki z miąższu arbuza, który doskonale się zamraża i mogłam się delektować pyszną lemoniadką.





Coś ostatnio mi się darzy bo od mojej przyjaciółki Urszulki dostałam bezskutecznie poszukiwaną makutrę. No teraz drżyjcie kwiatki!

 Przez parę dni zbierałam płatki róż i chowałam do lodówki a kiedy było ich już całkiem sporo zabrałam się za ucieranie. Trochę na oko, bo w przepisach płatki są podane na deka a takiej dokładnej wagi nie posiadam, dosypałam cukier i... kiszka - cukru było za dużo. Ale nic to, jak mawiał Kmicic, część utartej masy zostawiłam do wysuszenia na suchy cukier różany a resztę znowu schowałam do lodówki. Następnego dnia poleciałam dozbierać płatków i utarłam je z ta resztą. Dodałam trochę soku z cytryny, żeby kolor ładnie się utrzymał. No i to już było znacznie lepsze. Masę wpakowałam do słoiczków i mocno zakręciłam. Podobno można tego nie zagotowywać, bo ta ilość cukru zrobi swoje i zakonserwuje się samo. No cóż - pożyjemy, zobaczymy.

Żeby mi się siedzenie w domu nie marnowało to zrobiłam sobie butelki na nalewki, które dochodzą w słoikach. Ozdobiłam je perłową pastą strukturalną i decoupage'm w owocki.










Kolejna butelkę ozdobiłam w Klubie dla Krysi. Bardzo mi się spodobał jej kształt. Butelki ma się rozumieć a nie Krysi. Tutaj boki są pokryte pastą a okienko zwykłą farbą akrylową. Wzorek pocieniowałam i obramowałam fioletową ramką.






Nareszcie wieczór. Upał zelżał, więc można się wybrać w przyrodę. Trochę mi to nie pasuje, bo to nie jest dobra pora na zbieranie kwiatków i zielska ale cóż - zabiorę sobie do domu parę robaczków więcej niż normalnie. Idę zaczaić się na lipowe kwiaty do eksperymentalnego ucierania w makutrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz