obrazek

sobota, 18 stycznia 2014

Palmiarnia w Gliwicach.







Jeszcze w grudniu wybraliśmy się z naszą grupą turystyczną z UTW (Uniwersytet Trzeciego Wieku) na małą wycieczkę do palmiarni w Gliwicach. Ze skruchą przyznaję, że byłam tam pierwszy raz. Pocieszam się jedynie tym, że większość z nas nie zwiedza najbliższej okolicy bo ciągle się nam wydaje, że jeszcze zdążymy albo zwyczajnie nam się nie chce. Dlatego postanowiliśmy, że trzeba to nadrobić. Byliśmy już w Muzeum Górnośląskim, na Nikiszowcu, na wystawie w Szybie Wilsona, w palmiarni i w Panewnikach  obejrzeć szopkę. Okazuje się, że fajna jest ta nasza "najbliższa okolica".

A wracając do palmiarni - suuuper sprawa. W czterech pawilonach podzielonych tematycznie, zgromadzonych jest tyle okazów roślin, że nie sposób ich zapamiętać. W pierwszym zgromadzone są rośliny użytkowe. Nareszcie mogłam zobaczyć jak w naturze wyglądają rośliny, które znam tylko w wersji kuchennej albo doniczkowej. Najładniejsze były oczywiście cytrusy ale kawa, kardamon czy pieprz też były niczego sobie.




Ta zawieszka wisi na drzewie oliwnym, które ma naprawdę ok. 200 lat.




Potem przeszliśmy do pawilonu tropiku. Tu oglądaliśmy rośliny, które tworzą wszystkie piętra lasu tropikalnego - od orchidei i owadożernych "kwiatków" do kilkumetrowych palm i bananowców.
A w oczku wodnym pływają piranie (!).







To co widać na tym zdjęciu to nie jest słupek ani rura - tak wygląda pień jednego z drzew. W pawilonie historycznym podziwialiśmy palmy - feniksy kanaryjskie - sprowadzone do palmiarni  w czasie jej zakładania. Teraz mają ok. 120 lat i są naprawdę niesamowite - wysokie, rozłożyste i... dalej rosną.

W pawilonie sukulentów bardzo nas rozśmieszył wielki kaktus, który przewodnik nazwał fotelem teściowej.




To siedzonko jest wielkości małego fotela. Dobrze,że mój kochany zięć go nie widział, bo jeszcze, nie daj Boże, zafundowałby mi taki.
 Śmieszne były też takie małe roślinki, które wyglądały jak kamienie i tak właściwie nikt do końca nie był pewny co ogląda i co jest czym. A tak kwitł sobie tzw. kaktus bożonarodzeniowy.




Potem poszliśmy do pawilonu akwarystycznego. Tam w czterech ogromnych akwariach pokazano różne środowiska słodkowodne - Amazonii, Tanganiki,  rzek azjatyckich i rzek polskich. Kolorowe rybki za nic nie chciały pozować do zdjęć więc trochę nam tam zeszło. Od czasu do czasu słychać było triumfalny okrzyk - mam!. Jedynie płaszczki zachowały się jakoś i dały się porządnie pooglądać. Tym bardziej, że akwarium jest tak zbudowane, że pływają jakby nad naszymi głowami. Niesamowita frajda.








Podobało nam się tak bardzo, ze na pewno wybierzemy się tam w czasie innej pory roku, żeby zobaczyć co jak kwitnie i jak wygląda park w pełnym rozkwicie.
 A mnie najbardziej zauroczyła wiewiórka - taki czipmanek. Słodziak prześliczny taki, że muszę go zobaczyć jeszcze przynajmniej raz.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz